OLKKINS


Luty 28, 2018

Astro Disco on tour

12573655_1095130207216696_7112758086295535260_n

 

 

Weekend 16-17 stycznia okazał się kamieniem milowym na drodze Astronautów do powrotu na polskie parkiety i boiska. Grupa śmiałków załadowała się w samochody i spędziła dwa dni w Dopiewie, by tam, pierwszy raz od legendarnej Warzki zadziwić parę twarzy. Przyprowadziliśmy ze sobą kilka nowych osób, które zaufały, że pod banderą Astro osiągną więcej, niż do tej pory.

Piątkowy wieczór spędziliśmy napawając się turniejową atmosferą. Wierzcie lub nie, ale przez pół roku nieobecności można za tym zatęsknić! Party było skromne zbyt skromne jak na Astro, co zostało nam wypomniane przez innych reprezentatnów regionu Północnego, jednak naszych głowach jednak już krążyły tylko wizje jutrzejszego grania.

Sobotę zaczęliśmy od meczu z #967, który jak na pierwsze granie na hali od… och, kto by to liczył… OD DAWNA! poszedł nam całkiem nieźle i zakończył się wynikiem 27:10. Zyskaliśmy wczesną przewagę i szczecinianie musieli nas gonić próbując huckować, jednak brakowało im trochę celownika. Na kolejny mecz nastawialiśmy się jak na prawdziwą walkę, bo oto czekało nas spotkanie z drużyną widmo, która pojawia się i znika, jednak zawsze trzyma poziom. Niewiele brakowało byśmy odtańczyli przed meczem taniec haka. W skupieniu i rozpoznając atuty przeciwników weszliśmy w mecz. Do 4:4 mecz był wyrównany, dziewczyny z GUFu górowały kondycją i doświadczeniem, ich breaki były skalibrowane, a po zamknięciu atakowały upline’em. Po ośmiu punktach pojawiła się drobna przewaga GUFu, która w kluczowym momencie urosła do 8 punktów. Otrząsneliśmy się z tego i ruszyliśmy do kontrataku. Zmęczenie GUFu nam sprzyjało i zaczęliśmy odrabiać stratę, jednak ubiegającego czasu nie udało nam się zatrzymać. Ostatecznie zakończyliśmy spotkanie z GUFem wynikiem 13-18. Wiedzieliśmy, że tym samym przegraliśmy mecz o spanie do 11, ale oczywiście nie spuściliśmy głów, bo jak powszechnie wiadomo NOTHING BEATS AN ASTRONAUT. Wciąż pewni siebie ruszyliśmy dalej, bo na dechach parkietu czekało na nas Ultimatum Gdańsk wspierane przez kilku zawodników, którzy naprawdę mogli namieszać nam w planach. Wjechaliśmy w ten mecz niesieni na fali flow niczym Kelly Slater podczas zdobywania kolejnego mistrzostwa świata, a mocne man D nie pozwoliło nikomu na przejęcie naszych planów o zwycięstwie. 16:9 Astro górą.

Ostatni mecz to mecz przeciwko 71 Wratislavia. Jeżeli komuś było mało emocji, ten mecz zamykający sobotnie rozgrywki na pewno mu ich dostarczył. Pomimo naszej przewagi trwającej pierwszą część spotkania 71 nie zwiesiło głów i postanowiło udowodnić, jak bardzo są nieobliczalni i urwać parę punktów. Jak przystało na młodą drużynę, byli szybcy w decyzji i uparci w łapaniu. Karnie słuchający się trenera stoczyli z nami bardzo satysfakcjonującą walkę. Wyzwoliło to w nas ambicję pokazania się od najlepszej strony i powstrzymaliśmy ich falę breaków, wygrywając ostatecznie 16:12 i kończąc ten dzień partyjką w kalambury w spirit circle.

Jeszcze przed prysznicem dziewczyny zgotowały Astronautom niespodziankę i wybrały najlepszego zawodnika sobotnich meczy, który otrzymał koszulkę w kolorze krwi rywali, których pożarł swoimi D-layoutami i sky’ami. Podobno dodaje ona jeszcze większego skilla, bo skradziona została od samego Flasha. O naszym MVP mówi się, że jest Terminatorem, ale spokojnie, ma serce, potwierdzone info! Nie możemy ręczyć co będzie działo się na boisku, kiedy wbije na nie w TEJ koszulce. Artur, gratulacje i nie zawiedź nas!

Wieczorem dołączyliśmy do party późno, ale grubo. Spędziliśmy go szczęśliwi i pachnący obracając na czas plastikowe kubeczki. Z uwagi na zainteresowanie tą dyscypliną zagraliśmy we flip cupa Bydgoszcz kontra reszta świata. Do 3 wygranych setów, sety meczowe grane orzechem laskowym. Bydgoszcz wygrywa wynikami: 1:0, 1:1, 2:1, 2:2, 3:2. O tej porze parkiet już się trochę przerzedził, więc wystartowaliśmy w kalambury. Ogólnie highlife. Czego chcieć więcej? No.. może spania do 11 w niedzielę.

Niedzielny poranek i… znów szczecińska drużyna. Tym razem Albatros.
Przeciwnicy byli na fali (wiadomo, mają bliżej do morza niż my), a nas trochę bujało. Zrealizowaliśmy plan dropingowy na cały 2016 rok i zakończyliśmy go porażką 14:18. Po godzinach oczekiwania, które dłużyły się jak ostatnia lekcja w piątek przed feriami przyszedł czas na ostatni mecz turnieju. Walka o 5. miejsce i znowu Szczecin. #967 – odcinek drugi. Postanowiliśmy zagrać na luzie, pamiętając, że spięta głowa przyczynia się do spiętej gry. W pierwszym offense zaprezentowaliśmy tajną taktykę zwaną ŻUCZKAMI. Udana akcja nagrodzona oklaskami ze strony trybun. Żałujcie, że Was tam nie było! Rozluźniliśmy się może za bardzo i #967 objęli prowadzenie. Wykorzystaliśmy timeout, żeby doprowadzić się do porządku i od tej pory na boisko powróciła Astro magia. Niestety paparazzi postanowili chyba zrobić sobie przerwę na lunch, więc musicie uwierzyć nam na słowo.

Wygraliśmy zdaje się 22:12, co dało nam 5. lokatę. Chyba nieźle, ale na tym nie poprzestajemy!

Astro się budzi, coś wisi w powietrzu!

Luty 28, 2018

Astro Disco na drodze ku mistrzostwu

 

557747_591114820951573_1839286321_n

Sezon 2017/18 jest dla bydgoskiej drużyny Ultimate przełomowym okresem. Po długiej przerwie od regularnych treningów – powróciliśmy. Jeszcze raz chcieliśmy, jako drużyna poczuć klimat turniejów oraz wspólnego grania. W styczniu pojechaliśmy na funowy Gosir Cup do Dopiewa, ale prawdziwy test naszych umiejętności był miesiąc później.

Kwalifikacje do Halowych Mistrzostw Polski.

W sobotni poranek szóstego lutego cała drużyna ruszyła w kierunku Moglina. Zdenerowani ale głodni gry oczekiwaliśmy na pierwszy mecz, który miał się odbyć przeciwko poznańskiej Uwadze Pies.

Początek spotkania, jak to zwykle bywa podczas porannych meczów był pokazem nerwówki i mało spójnej gry. Na szczęście lub nie, nasz drużynowy crossfitowy rowerzysta niczym Konrad ze słynnego dramatu Mickiewicza obudził w sobie wyjątkową jednostkę i wziął ciężar gry w swoje ręce. Na nic były prośby kolegów z linii o jakiekolwiek zmiany. Niestety, mimo wielkiego zaangażowania z naszej strony i zmiany taktyki sprzyjającej odrabianiu strat, przeciwnicy wykorzystali początkową przewagę 6 punktów i końcowy wynik był po ich stronie.

Następny mecz był przeciwko #967 ze Szczecina. Spotkanie dość wyrównane i choć z obu stron wkradły się błędy to tym razem przewaga punktowa była po naszej stronie.

Naszymi kolejnymi rywalami byli waleczni rycerze z Chełmna. Spodziewaliśmy się trudnego, zaciętego meczu i Nine Hills nas nie zawiodło. Od początku spotkanie było wyrównane. Szliśmy punkt za punkt. Ostatnie chwile meczu, kiedy nasz zawodnik chwyta niezwykle trudny dysk, a my w euforii nie dostrzegliśmy szybkiego rozpoczęcia gry rywala i tylko zdążyliśmy krzyknąć desperackie ‘UP!’, a w tym momencie złapano punkt w zonie przeciwników i czas zatrzymano! Finalnie mecz kończy się 12:11 dla 9H.

Z bilansem 2 porażek i jednego zwycięstwa przyszedł czas na ostateczne starcie o zakwalifikowanie się do halowych mistrzostw . Tym razem po drugiej stronie boiska czekali na nas przyjaciele z północno-zachodniej części Polski. Albatros, po ostatnim naszym meczu w Dopiewie mógł czuć się pewniej ze względu na to, że wtedy to Oni zwyciężyli. Niestety i tym razem przewaga punktowa była po ich stronie. Od początku kontrolowali wynik meczu, a my mimo wielkiego zaangażowania nie mogliśmy znaleźć sposobu na ich skuteczny defense i spokojny atak.
Po czterech ciężkich i emocjonujących meczach musieliśmy pogodzić się z wiadomością, że tym razem w Płocku możemy jedynie oglądać mecze naszych rywali. Ale mimo depresyjnych nastrojów nadal kontynuowaliśmy przygotowania do mistrzostw, ale II ligii. Traktujemy to, jako ogromną lekcje, z której wyciągnęlśmy wnioski i która zaowocuje w przyszłości.

Obecnie zapraszamy wszystkich 12 marca do Bydgoszczy na zmagania naszej, jak i paru innych drużyn. Mimo, że II liga to poziom również wysoki i zapewniamy, że będzie co oglądać.

Astro nie śpi, coś wisi w powietrzu!

18921769_1559342614128784_6512174845851989103_n

Luty 28, 2018

SPORT W MOIM ŻYCIU

10361279_910321402327688_1442586660351855227_n

Sport w moim życiu był zawsze. Początkowo w formie zabawy. Nastepnie rozgrywki międzyszkolne- troszkę poważniej. Jednak 2013 rok to dla mnie i mojej przygody ze sportem przełom. Poznałam Ultimate Frisbee. Sport, gdzie do zdobywania punktu używa się plastikowego dysku. Jak większość ludzi poczatkowe reakcje nie były najlepsze. Wydawało mi się, że to zabawa i nie wyobrażałam sobie, że przez nastepne lata właśnie ten sport będzie w moim życiu numerem 1.

Cała historia rozpoczyna się z Chełmińską drużyną Nine Hills. To właśnie tam uczę się podstaw- jak rzucać dyskiem, jak go lapać, podstawowe zasady, pierwsze mecze.

Po 2 tygodniach od pierwszego treningu- pierwszy turniej. W zasadzie zostałam postawiona przed faktem dokonanym, gdyż sama nie wyobrażałam sobie, jak po tak krótkim czasie mogę pojechać na turniej. Jednak mój ówczesny trener- Daniel, był zdania, że to najlepsza okazja do nauki i do łapania doświadczenia.

Zajawka rosła, a trener Daniel cały czas namawiał mnie do jeżdzenia na coraz większą ilość turniejów.

Po niecałym miesiący kolejny- Sandslash Dębki. Teraz wiem, że to już kultowy turniej. Gdzie nie tylko polskie, a przede wszystkim zagraniczne drużyny są zachwycone poziomem oraz atmosferą, jaka tu panuje. To był ewidentnie weekend przełomowy. Pierwsze punkty zdobyte, lepsze zrozumienie gry, a przede wszystkim narastająca ciekawość i miłość do tego co daje ten sport.

Poraz kolejny… niecały miesiąc i kolejny czas spędzony z latającym dyskiem, tym razem w Krakowie!

Nieco inna forma, bo już nie ze swoją drużyną, a z losowo wybranymi graczami z całej Europy! Ogromny stres, a z drugiej strony ciekawość. Weekend niesamowity. Już czułam, że frisbee to jest sport dla mnie. Czułam, że cała otoczka, jaką tworzą ludzie w tym sporcie jest czymś, czego wcześniej nie doświadczyłam. Miłość do sportu, dobroć, świetna zabawa, otwartość..

Zdecywowanie, gdyby nie fakt, że mój ówczesny trener nie namówiłby mnie to przełamania swoich granic- nie pojechałabym na żaden z tych turniejów, a jednak warto było!

20615130_1932822053640015_2124505313_o

 

 

 

Luty 28, 2018

BAŁKAŃSKA PRZYGODA I

28277280_2026998397555713_3014366122191511972_n

Szkoła, praca, codziennie obowiązki… każdy potrzebuje od tego odpoczynku.  Ja zapragnęłam, nieco innego, niż 2-tygodniowe wakacje all-inclusive. Wyjechałam na 4-tygodniową wyprawę na Bałkany.

24 dni, 9 krajów, namioty, 2 busy, 13 znajomych i ja.

Ruszyliśmy z Katowic prosto w stronę polsko-słowackiej granicy. Pierwszy nocleg właśnie tam. Jednak jak wygląda podróżowanie na dziko? Jedziesz cały dzień ku swojemu celowi. Nagle zapada zmrok, a kierowca jest coraz bardziej zmęczony. Skręcasz w pierwszą lepszą poboczną drogę. Widzisz kawałek niezamieszkanej ziemii i rozbijasz namiot. Gotujesz na gazowych kuchenkach,  a po zjedzeniu i spędzeniu cudownego czasu z przyjaciółmi, wchodzisz do namiotu- zasypiasz, a rano po odbyciu „porannej toalety”, oczywiście takiej, na jakie polowe warunki pozwalają,wsiadasz w busa i jedziesz dalej.

Pierwszy cel naszej bałkańskiej przygody to Chorwacja. Dla mnie to miejsce kojarzy się inaczej, niż prawdopodobnie większości turystów odwiedzających do miejsce. Ze względu na to, że jest to kraj bardzo porządany w wakacyjne miesiące, ciężko o kawałek wolnej przestrzeni. Dlatego pierwszy tam nocleg byl wyjątkowo szalony. Był to stary hotel, zniszczony przez wojnę, odbywającą się na tamtych ziemiach. Rozbite okna, kule w ścianach i ten charakterystyczny klimat. Prawdopodobnie gdybym była tam sama nie odważyłabym się tam zasnąć, ale w grupie siła.

28576851_2026998810889005_8323824032568188748_n

Co jest wyjątkowego w podróżowaniu na dziko?

Klimat. Po 10 godzinach podróży wysiadasz z busa, czujesz głód i zmęczenie. Jednak, aby zaspokoić te potrzeby musisz sam ugotować i to nie w aneksie kuchennym znajdującym się w pokoju hotelowym, a na kuchence gazowej nad brzegiem morza. W takich chwilach zmęczenie nie miało wielkiego znaczenia bo widok i sama czynność gotowania w takim miejscu, była czymś wyjątkowym.

Kolejny dzień w Chorawcji i kolejne miejsce. Tym razem Dubrovnik. Miasto niezwykle urokliwe, ze względu na swój wygląd oraz fakt, że wiele scen z mojego ulubionego serialu było tam nagrywanych. Ciężko opisać słowami jak wiele wrażenie zrobiło na mnie to miejsce. Jedyne co mi pozostaje to dołączyć zdjęcia i zachęcić do odwiedzenia go.

 

 

Luty 28, 2018

JAK NIE ZWARIOWAĆ W DZISIEJSZYM FIT ŚWIECIE?

yoga-3178198_640

JAK NIE ZWARIOWAĆ W DZISIEJSZYM FIT ŚWIECIE?

Już od jakiegoś czasu promowanie zdrowego odżywiania, regularnych treningów i idealnie smukłej sylwetki jest na porządku dziennym. Social media są aż przesycone treściami tego typu. Jednak jaki wpływ na przeciętnego człowieka ma propagowanie tego typu treści?

Otóż, należy na to spojrzeć z różnych perspektyw.

Przede wszystkim, samo propagowanie zdrowego stylu życia i uświadamianie o zagrożeniach płynących ze spożywania nadmiaru przetworzonej żywności, czy też skutków siedzącego trybu życia jest konsekwencją bardzo pozytywną. Podobnie, jak motywacja, która często obok treningów i diety tworzy content większości portali zajmujących się fitstylem. Jednakże granica, która oddziela zdroworozsądkowe podejście do stylu życia, a przepełniona skrajnością fobia dotycząca kontroli swojej wagi, liczenia kalorii, czy też nieustających wizyt na siłowni jest dość niewielka i często bardzo łatwo ją przekroczyć. Nie byłoby to tak proste, gdyby nie miliony zdjęć i grafik, które ukazują ideały, zarówno kobiecych, jak i męskich sylwetek. Na ich działanie szczególnie narażone są nastolatkowie, którzy ze względu na wiek oraz charakter wychowania najbardziej ulegają wpływom. Należy uświadamiać społeczeństwo, że większość fotografii ukazujących się w internecie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, bądź ma niewielkie powiązanie. Techniki ustawiania się, odpowiednia światło, a przede wszystkim edycja zdjęć mają niezliczone możliwości, dlatego też większość influencerów z nich korzysta. Na szczęście coraz więcej ludzi jest świadomych i uświadamia innych o pewnego rodzaju iluzji, jaką jest życie wielu osób w internecie.

Aby nie zwariować należy przede wszystkim filtrować informacje pochodzące z social mediów. Niestety duża ich część nie ma nic związanego z prawdą. Zdecydowanie do zdrowego stylu życia, jak i wielu innych płaszczyzn naszego życia należy podchodzić zdroworozsądkowo i nie przekraczać pewnych granic. Pamiętajmy, że to co najpiękniejsze w życiu to relacje z ludźmi, dlatego dbajmy o siebie, ale nie zaniedbujmy kontaktu z innymi.

fitness-3168246_640